Listopad 2025 na bieżąco
02.11.2025.
Wspomnienie o tych, których już nie ma
Idziemy każdego dnia przez świat. Jedni tak, jakby jechali pociągiem, inni tak, jakby biegli przez dziurawy most, a jeszcze inni tak, jakby brali udział w szaleńczym wyścigu samochodowym do wytyczonego celu. Pierwsi zajmują miejsce, które dla nich jest przystosowane, jadą spokojnie mijając kolejne stacje - dni przyjaźniąc się z innymi, a w razie potrzeby udzielają sobie wsparcia. Wiedzą dokąd zmierzają, spokojnie oczekują końca podróży, kiedy konduktor wskaże im, że są u celu. Każda podróż nie jest łatwa, i nieraz pełna bólu, ale zawsze są pełni wiary, że nie są sami, że jest ktoś, kto nad nimi czuwa i dlatego dotrą do celu. To są ci, którzy żyją w sercu z Bogiem. Następni wiedzą o celu, ale pęd życia przysłania im go. Widzą obok ludzi, czasem nawiążą przyjazne kontakty, ale to wszystko jest w biegu dla zaspokojenia swojej satysfakcji. Na cel, o którym wiedzą, zawsze mają czas . Nie zwracają uwagi na dziury w moście, choć o nich wiedzą. Co jakiś czas ktoś obok w nie wpada, na ich miejsce w tym szaleńczym biegu przychodzą inni. Biegnący zawsze uważają, że jeszcze długo nie będzie ich to dotyczyło. Gdy wpadną, niewiele czasu im zostanie na zastanawianie się nad tym, co w ich życiu było i na żal za zło, które kiedyś wyrządzili. Czy zdążą do końca swojego czasu na tym świecie – mała szansa , ale zawsze jakaś jest. Ci, co pędzą samochodem do wymarzonego celu sami lub w towarzystwie, łamiąc wszelkie przepisy, lekceważąc ludzi i świat wcześniej, czy później trafią na zakręt lub przeszkodę, które przy tej prędkości będą dla nich zbyt trudne. Koniec będzie szybki. Nie będzie żadnej refleksji. To dla nich będzie na zawsze koniec wolności, a początek istnienia w ciemności swoich nieludzkich wyczynów. Nie będzie już zmiłowania. Nawet ludzie na ziemi nie będą o nich dobrze wspominać.
08.11.2025
Mocny człowiek
Młodziutka osoba robi wywiady w Sejmie. Udzielają jej wywiadów ci, dla których jest to dobre. Ale tak naprawdę to ktoś jej pomógł. Wydaje się, że mamy nową celebrytkę. Nic się nie dzieje bez przypadku. Ludzie zawsze udają, że wszystko jest super i przypadkowo. Teraz pewno pomogli sławni rodzice, być może ktoś z radia, czy telewizji, załatwić jej licencję, którą nie wszyscy mogą zdobyć. I znowu mamy coś dla publiki. Codziennie straszą wojną. Inni mówią o drożyźnie, o utracie pracy. A ty? Spokojnie sobie wstajesz. Już wszystko wiesz. Jesteś mocny. Przeciągasz ramiona, wstajesz, szybko coś wrzucisz na ruszt do swojego brzucha, żeby mieć energię i idziesz działać. Garniturek, samochodzik. I jesteś gotów spotykać swoje towarzystwo w korporacji lub firmie. Żarty i praca. Wszystko wydaje się super. Kolega, koleżanka i super przyjaźnie. A tak naprawdę chodzi tylko o to, kto będzie lepszy dla szefa. Kto, kogo załatwi? Kto komu przyłoży? Aby zostać. Aby być lepszy. Szybko praca, nie 8 godzin, a więcej. Kolega, do którego się uśmiechasz ma lepszy projekt. Dopóki ma lepszy jesteś dla niego miły. Ale tak naprawdę czekasz na to, aby się potknął. Przecież ty jesteś mocny. I dasz sobie radę. I dajesz. Uśmiechasz się do odpowiednich ludzi. Starasz się załatwić jakiś świetny projekt, aby awansować. Zapominasz, że masz wielu przyjaciół, którzy mają podobną do twojej, wizję świata i tylko czekają na twoje potknięcie. I tak samo zrobią z tobą tak, jak ty postąpiłeś wobec innych którzy wcześniej stanęli na przeszkodzie do twojego sukcesu. Wcześniej czy później, szef tak jak teraz poklepie po ramieniu i powie -będziesz miał teraz świetny czas na samodzielny rozwój w innej firmie. Tu, bardziej przydatny będzie twój kolega. On szybko to załatwi i sprawdzi się lepiej od ciebie. Poniosłeś porażkę. A wcześniej te fajne imprezy po pracy. Drinki i uśmiechy. Obmawiasz ludzi, których nie lubisz, ale mówisz to w swoim gronie. Nie wiesz, że w innym gronie również o tobie tak mówią? Uśmiechy ukryte. Szydercze myśli. Bo pieniądz stał się twoim panem. To stało się. I co teraz? Czy znowu będziesz rano wyciągał ramiona z radością i patrzył na to, jak zwyciężasz innych. Czy będziesz poniżał dalej tych, których spotykasz na swojej drodze? Ty przecież jesteś wyjątkowy. I w końcu gdzieś się uda. Jeszcze raz zaczniesz swoją drogę i będziesz kiwał innych, tych słabszych. Ale czy to jest życie? Samotność walki o siebie, o swoje ja, o to tylko by było dobrze. Dla ciebie fajne mieszkanko, ludzie posłuszni. Wszystko według twojej miary. Liczą się ci, którzy mogą coś dać. I tak mijają lata. Dzień po dniu, aż któregoś dnia widzisz, że coś nie gra. Tracisz przyjaciół. Wystarczy, że zachorujesz, lub gdzieś się potkniesz? Nie ma już nikogo. Bo wszyscy są podobni do ciebie. To jest walka. Od studiów, aż do śmierci. Liczą się mocni. Ci, którzy potrafią być na powierzchni. Jak bańka wody gotującej się. Ale bańka jest, a potem pęka. I nie ma już nic. I tak to wszystko się kotłuje. Ludzie nie lubią siebie. Konkurują, śmieją się z siebie. Wszyscy chcą być mocni. Przyjdzie dzień twojej samotności. Nie ma rodziny, męża, żony, bo tam, gdzie trzeba coś pomóc to nie ma. Obowiązuje jedna zasada. Kochasz tych, którzy mogą służyć tobie. Mówi się komuś- jesteś moim szczęściem, moją radością, bez ciebie żyć nie mogę. To jest prawda. Ale tylko wtedy, gdy ta osoba zaspokaja wszystkie twoje potrzeby. Ale gdy przyjdzie czas, kiedy ona czegoś potrzebuje, to trzeba zmienić model, jak samochód, na lepszy. Małżeństwo nie przynosi szczęścia. Starość trzeba wyeliminować. Jak można się wiązać z kimś kto któregoś dnia może zachorować i nie spełni już twoich oczekiwań. Przecież musisz mieć zawsze spokój w swoim sercu. Partner jest fajny. Dzisiaj jest, a jutro będzie inny. To samo w małżeństwie – lata miną i weźmie się lepszy model. Dzieci- to przecież tylko obowiązki, wydawane pieniądze i uwiązanie. Mocny człowiek chce pełnej wolności bez zobowiązań. Potrzebuje swobody. Potrzebuje lekkości. Jakaś joga, nowi przyjaciele. Jakiś nowy partner? Ale już na pewno nie małżeństwo. Kim jestem. Tylko pragnieniem, gwiazdą, niszcząc po drodze wszystkie przeszkody. Mogę być tym, kim chcę być. W dzisiejszym świecie mogę być kotkiem, jutro pieskiem, Wojtkiem, a za chwilę- Aliną. Starym lub młodym, a tak na prawdę bogiem swego losu, byle wszyscy mnie podziwiali. Ich potrzeby tylko przeszkadzają. Zdarza się, że upadniemy. Przyjdzie dzień, kiedy braknie nam szczęścia. Może być to nieudany skok do wody i złamanie kręgosłupa, wypadek samochodowy, choroba. Zostaniemy zmuszeni do zalegnięcia w łóżku. Zostaniemy sami. Nikt nam już nie będzie chciał pomóc. Państwo będzie dawało tylko tyle, ile się wywalczy. Pieniądze szybko się kończą. Ludzie się odsuną, bo wszystkich żeśmy poniżali. Fajne życie skończyło się. Dalej jesteś mocny. Cóż potrafisz? Już nie da się udawać mocnego. Nie ma nikogo, kto by ci pomógł, bo wszystkich kiedyś odrzuciłeś. Nie możesz krzyczeć, bo nikt na ciebie nie zwróci uwagi. Samotność. I co teraz? Pustka. Ile jest takich osób? Nie widzisz ich, kiedy patrzysz przez okno, kiedy jedziesz samochodem. Nie ma takich. Świat nie uznaje przegranych. Jak patrzymy wokół siebie wszyscy chodzą pewnie. Uśmiechają się. Pędzą do swoich zadań. Przegranych nie ma. Owszem często widać ludzi chorych, starszych kalekich, ale oni w większości mają kogoś bliskiego. Nie ma odwrotu . Każdego czeka jeszcze ostatni oddech na tej ziemi i ostatnie uderzenie serca. Już przeżyłem to 11 lat temu. Byłem tam, po drugiej stronie. Był spokojny dzień. Pięknie. Morze szumiało. Wokół pełno ludzi. A ja postanowiłem przepłynąć kolejne 4 km. Wypłynąłem trochę za boje. Fajnie było. Płynąłem kraulem. Ruch za ruchem, metr za metrem. Czasami spoglądałem na ląd. Zerkałem na rodzinę która była na plaży. W pewnej chwili wychyliłem się, aby zaczerpnąć powietrza i uderzyła mnie fala, aż zabolała mnie uderzona nią twarz. Fala była od łodzi, która mijała mnie w odległości gdzieś 1,5 m. Rzuciło mnie na dno. Musiałem połknąć wodę, która wcisnęła do otwartych ust. Coś podrapało przełyk. Nie bałem się. Wiedziałem, że nie poszło do płuc. Chwilę dochodziłem do siebie po czym kilkoma ruchami wypłynąłem na powierzchnię. Widziałem, jak ratownik już biegł, a żona krzyczała przerażona. Odmachałem, że wszystko w porządku. Przepłynąłem kolejne 2 km. Byłem zadowolony. Wieczorem troszkę poczułem się słabiej. Trochę było niedobrze. Zjadłem tylko lody. I poszedłem spać. Rano nogi się ugięły. Nie byłem w stanie już chodzić. Nie wiedziałem, co się dzieje. Żona wezwała pogotowie. Zabrali mnie do szpitala. Wydawało się, że tylko brakowało elektrolitów, bo były potworne upały. Ale to nie było tak. Rozwijała się sepsa. Następnego dnia już nie byłem w stanie się w ogóle poruszać. Krew utraciła ogromną ilość czerwonych ciałek, a białe osiągnęły znaczne wartości ponad normę, aby po niedługim czasie ich liczba stała się minimalna. Żona nieświadoma tego, co się dzieje przyniosła mi rano następnego dnia gazety do czytania, a ja nie byłem w stanie już się ruszać. Za chwilę przyszedł lekarz. Porozmawiał z nią i potem razem powiedzieli mi prawdę. Nie ma już odwrotu. Już wszystkie możliwości na ten moment zostały wyczerpane. Muszę się przygotować na śmierć. Ksiądz Kaczkowski był znajomym ordynatora. Ściągnęli go z drogi, bo właśnie wyjeżdżał. Jeszcze na dodatek okazało się, że zapodziały się gdzieś klucze od kaplicy i nie można podać sakramentów. Przyszedł w krótkich spodenkach i w podkoszulku z ministrantem, podobnie ubranym. Powiedział mi,” żebym poczekał jeszcze z umieraniem, aż uda im się wszystko co potrzebne odnaleźć”. A ja patrzyłem na nich zdziwionymi oczami. Niedługo potem wrócili. Spowiedź, komunia, ostatnie namaszczenie. Chwila rozmowy i później leżenie i czekanie. Oddychało się coraz ciężej. Żona obcierała pot z czoła. Postanowiłem, że nabiorę powietrza i chwilę odpocznę. Ale zapomniałem wtedy, w tym stanie w którym byłem, że się oddycha. Oddech się zatrzymał i nic więcej nie pamiętam. Ja oraz moja żona i córka, stojące na korytarzu szpitala, usłyszały dobiegający z jakiejś sali chorych głos Pana Jezusa: „W moim domu jest mieszkań wiele……”. Był to większy fragment z Ewangelii. Myślałem, że to jest przypadek .Ja słyszałem to aż trzy razy i wydawało mi się to złudzeniem dopiero za trzecim razem zrozumiałem, że to do mnie. W sercu krzyknąłem do Boga jeszcze nie teraz. Żona z córką słyszały to tylko raz – źródła głosu nie znalazły. Sala chorych była ciemna i pusta. Nikt inny tego nie słyszał. Zrobiło się ciemno. Jakiś niemiły głos powiedział krótko: "Jesteś już nasz i zobaczyłem filmiki z życia. Nie było możliwości obrony. Oglądałem to, co było w moim życiu, a jednocześnie słyszałem w swojej świadomości, to co w tym momencie myślałem, kiedy się to wydarzało .Nie było obrony. Wtedy jeszcze udało się lekarzom przywrócić mnie do życia. Ale tylko na jakiś czas. Przewieźli mnie do drugiego szpitala. Tam było znacznie gorzej. Ale o tym może później. Nie skończyło się tragicznie. Bo zawsze oprócz spraw świata miałem w swoim sercu Boga, a ogromna rzesza ludzi w tym czasie się modliła za mnie. A ty? Czy myślisz o tym, że wszystko się skończy? Że trzeba tylko walczyć? Myślisz, że twoje błędy znikną razem z tobą. Jeśli tak, to nie ma potrzeby się w ogóle zmieniać. Twoje błędy zostaną w sercach tych, których zraniłeś. Będą też zapisane w wieczności. Nawet fizyka mówi, że nic nie ginie z informacji, która jest lub którą generujemy. I tak nie zginie żaden twój czyn. Niektórzy mówią, że już dzisiaj naukowcy mają możliwość zaglądania w przeszłość. Twierdził to nawet Tesla i podobno już wykorzystali to Amerykanie ( był tzw. eksperyment Filadelfijski). Na prawdę myślisz, że roztopisz się w nicości i ciebie już nie będzie? A jeśli ludzie wierzący mają rację. Ja jestem, po wydarzeniach ze swojego życia, pewny, że jest Bóg, sąd i sprawiedliwość. Wprawdzie jest miłosierdzie, ale dla tych którzy żałują, którzy o nie Pana Jezusa - proszą. To Twoja sprawa, czy w to uwierzysz. Chociaż po ludzku lepiej w to nie wierzyć, po co się martwić. Wstaniesz znowu, rozprostujesz swoje ramiona. Westchniesz, powiesz zaczynamy kolejny dzień - statystycznie dziesiątki lat życia przed tobą. Co się przejmować. Róbta, co chceta byle była frajda.
Święto Niepodległości 11.11.2025
W mediach, w przeróżnych audycjach np. YouTube stoją naprzeciwko siebie dwie wrogie grupy ludzi. Jedni i drudzy chcą być szczęśliwi i wolni. Wolność jest podstawowym prawem człowieka. Wierzącym dał ją Bóg, inni uznają to za prawo naturalne zapisane w sercu każdego człowieka, dla innych ma ten obowiązek zapewnić prawo państwowe i światowe, które tworzą władze - wybrani ludzie przez nich i uznający dobro tak, jak oni to rozumieją. Skąd więc ta nienawiść? Tak się składa, że zawsze na ziemi jest jakaś władza i ona określa warunki wolności. Dla wierzących jest ona ściśle określona i niezmienna. Jest to powodem wrogości tych, którzy uważają, że można w życiu robić, co się chce, zwłaszcza w sprawach moralności i kontaktów międzyludzkich i w uprawnieniach władzy. Władza nowoczesna toleruje wszystko tym, którzy przyjmują za drogowskaz to, co ona uznaje za dobro. Wszystko inne jest uważane za wrogość, godne porównania z faszyzmem, zdradą narodową i wymaga represji sądowej. Jest ona wrogiem wolności związanej z prawem naturalnym, bo ono mówi o godności człowieka i zaprzecza całej dowolności zachowania tzw. ludzi wyzwolonych „ tylko to jest dobre co dla nas jest dobre i przynosi nam frajdę”. Jest jeszcze inny problem. Jedni uważają, że mają swoją narodową kulturę, zwyczaje, język i prawo do samostanowienia, dla innych jest to karygodne. Człowiek powinien się wyrzec tego na rzecz równości i tolerancji, ogólnoświatowych zasad ( problem w tym że to wciąż się zmienia według zaleceń światowych potęg i koncernów). Ludzie nie widzą, że w imię wolności są w niewoli światowej elity. Czy będzie kiedyś pokój między ludźmi ? Dzisiaj, nie ma szans. To wszystko będzie eskalowało do takiej wrogości, że dojdzie do wybuchu, który zmiecie dzisiejszy świat. Tam, gdzie nie było uznawane prawo Boże zawsze się tak kończyło ( i w Starym Testamencie i w nowożytnej historii przeinaczanej wg. nowych tendencji światowych ).
Spostrzeżenia – upadek marzeń 15.11.2025
Dzisiaj widzimy ciekawy świat. Liczą się tylko ci. Którzy mają władzę i pieniądze. Tylko to jest ważne, co ktoś może zrobić lub co posiada. Nie ma litości dla nikogo. Każdy człowiek według światowych ludzi ma mieć ich poglądy - szanować i podziwiać ich i respektować zarządzenia. Choć one dotyczą tylko tych, którzy mają siłę przebicia. Kiedy się patrzy przez okno, widać dziesiątki ludzi. Są wśród nich tylko ci, którzy utrzymują się na powierzchni. Ludzie chodzą z minami obojętnymi. Czasami tylko uśmiechają się. Czasami są smutni. Ale prawdy nie widać. Jest jeszcze jeden świat. Ten, którego nikt z zewnątrz nie widzi. Ludzi tych, którym nie dane było znaleźć się wśród wybranych. Są to ludzie chorzy, opuszczeni, biedni, wiekowi, ze schorowanym kalekim ciałem, bez pieniędzy, którzy nic nie zawinili. Ich winą jest to, że się urodzili tam, gdzie nie ma szansy, w dzisiejszym świecie, na godne życie. Czasem był to błąd w życiu, czasem alkohol, czasem bankructwo. Twarze biedy trzeba najpierw dostrzec, aby pomóc. Na tych, na których to spadło nastał tragiczny czas walki i bólu. Praktycznie los jest przesądzony. Jesteś dla świata niczym. Owszem, są jeszcze ludzie, którzy mają szczęście, że jest ktoś bliski, że jest ktoś, kto pomaga. A jeśli nie, to kto poda im herbatę, kto ich pocieszy. Nie wszyscy mają to szczęście, że spotkają na swojej drodze kochających ludzi. Ale nawet wtedy, kiedy jest pomoc to i tak dla niektórych pozostaje patrzenie, przez większą część dnia, sufit. Nieodłączny ból, który nie da o sobie zapomnieć, mimo leków. Czas odmierza się od jedzenia podanego rano, zabiegów i pustki trwania w samotności. Marzeniem jest, aby ktoś podszedł i powiedział chociaż jedno zdanie, jakieś pocieszenie. Nie ma nikogo z kim można by było porozmawiać. Nawet jeśli są życzliwe w otoczeniu osoby, to są zajęte, muszą pracować, robić zakupy, wypełniać swoje życiowe zadania. Z bólem i samotnością trzeba sobie radzić samemu. Ci, z bardziej zasobnymi rodzinami mogą zaistnieć w świecie dzięki technice i internetowi. Czasem mogą nawet pracować. Szczęśliwi są też ci, którzy mają w sercu wiarę i oddają w modlitwie wszystkie cierpienia Bogu. Mogą Mu zawierzyć swoje myśli. Bóg nikogo nie opuszcza i zawsze, wcześniej, czy później, jeśli człowiek ma czyste serce pomoże pocieszając w sercu, a czasem, choć bardzo rzadko, zdarza się cud, który przynosi ulgę w cierpieniu. Znam to uczucie. Były w moim życiu dni, kiedy z połamanym kręgosłupem leżałem i patrzyłem w sufit. Każdy ruch sprawiał mi ból. Był jeszcze inny czas, kiedy niedokrwione z powodu miażdżycy, obumierały mi nogi. Ból nie do zniesienia. Brak możliwości poruszania się nawet na wózku – leżenie plackiem i bycie całkowicie zależnym od innych. Jak to wytrzymałem, będzie później.
Ubóstwo
Tak źle nie było od dekady. Bieda i ubóstwo znowu podnoszą głowę. To, że nie widać tego na ulicach, że nie widać tego pod sklepami, nie oznacza, że to nie istnieje. Od minimum socjalnego jest bieda egzystencjalna, życie na granicy biologicznego wyniszczenia. Nie jest to jeszcze dolna granica, jest jeszcze bezdomność. Ludzi bezdomnych zimą prawie nie widać. Chronią się przed zimnem wszędzie tam, gdzie mogą się choć trochę ogrzać. Latem są bardziej widoczni. Wiele osób traktuje ich jako tych, którzy z racji spożywania alkoholu, używek, narkotyków wybrali taki los. Ale to są ludzie, którzy zasługują na godność i należy im pomóc wg. swoich możliwości – nawet okazując im życzliwość i radę. Trzeba też pamiętać, że nie wszyscy taką drogę wybrali. Czasem, zwłaszcza dzisiaj, znajdują się ludzie, którzy stracili wszystko przez bankructwo, wyrok sądu, czy chorobę. Oni chcą powrócić do normalnego życia. Nie jest to łatwe ze względu do przynależność do grupy bezdomnych. Ci, którzy wierzą w Boga mogą pomagać w swoich parafiach. Spotkałem kiedyś człowieka, który miał bardzo ciekawy i trudny życiorys. Żył z Bogiem, ale z czasem, z powodu wydarzeń ze swojego życia, relacje z Nim uległy oziębieniu. Odzyskał stabilizację. Miał dobrze prosperujące przedsiębiorstwo oraz swój dom. Któregoś dnia pracownik, który miał dostęp do jego finansów, pozbawił go wszystkich pieniędzy. Bankructwo, sprzedaż wszystkiego i została mu do spania „ławka” zamiast łóżka. Bezwzględna bezdomność przez kilka lat bez żadnej pomocy. Zdesperowany poszedł kiedyś pod drzwi kościoła prosić Boga o pomoc. Nie wszedł do środka ze względu na swój wygląd i zapach. Kiedy miał odchodzić jedna z przechodzących osób wskazała mu drogę, jak można by było spróbować wrócić do życia w świecie. Na początku pomogła mu znaleźć miejsce, gdzie otrzymał pierwszą pomoc. Powrócił też do Boga. Krok po kroku znajdując nieraz dzięki niej krótkotrwałą pracę i nocleg wrócił do normalnego życia. Dzisiaj pracuje, ma rodzinę i pomaga innym. Angażuje się też w dni ubogich. Nie przekreślajmy nigdy żadnego człowieka przez stereotypy. Wierzący niech zobaczą w nich cierpiącego Jezusa. Pisząc to przypomniałem sobie jeszcze jedno wydarzenie z młodych lat. Wraz z kolegą z duszpasterstwa akademickiego poszedłem do domu, gdzie po włamaniu do pustego mieszkania, mieszkał chłopak z dziewczyną wychowując swoje kilkumiesięczne dziecko. Zerwali z narkotykami, nie mieli znikąd pomocy, chcieli wrócić do społeczeństwa. Z mieszkania, do którego się dostali nic nie zabrali. Jedyną ich winą według prawa było zamieszkanie w nim. Przynieśliśmy im najpotrzebniejsze rzeczy ze zbiórki. Uderzyło mnie to, że nie mając praktycznie nic, prócz połówki chleba , która im została, chcieli się z nami podzielić tym chlebem i zrobić nam herbatę z resztki, którą mieli. Zrozumiałem, że ja mając wiele, tak niewiele dawałem innym. Nie zamykajmy się na biednych.
17 listopad
Terroryści wysadzili tory, po których przejechało później kilka pociągów. To cud, że nikomu się nic nie stało. Nie chcę pisać tutaj o polityce tylko o tym, jak ludzie wtapiający się w normalne życie, chodzący pośród nas nagle są zdolni do zaplanowania zbrodni na niewinnych i nieznanych im ludziach. Przypomina mi się jeden z wykładów, który jakiś czas temu słyszałem w Internecie na stronie Wyzwolenie duchowe - "Egzorcyści ujawniają jak demony werbują dusze do piekła " i zrobiłem z niego zapiski. Najłatwiej będzie pokazać to na podstawie doświadczeń ludzi wierzących, którzy choć na początku wydają się być w porządku, też potrafią ulec upadkowi człowieczeństwa. Było to świadectwo wielu osób.
Wybrane zapiski
Odbywa się to zawsze wielostopniowo tak, że człowiek powoli traci swoje sumienie zastępując je programem niszczenia najpierw najbliższych , a potem wszystkich innych, którzy przeszkadzają ich własnej idei życia i prawu do wolności, do postępowania, o którym tylko pomyślą. Jest odziaływanie zła ze strony innych światłych ludzi, które według wierzących, interpretowane jest jako wpływ duchów odrzucających Boga i dobro. Wyłóżmy rzeczywisty proces rekrutacji, który stosuje zło. Proces ma 7 odrębnych etapów, a zrozumienie tych etapów jest kluczowe, ponieważ każdy buduje na poprzednim. Etap pierwszy to identyfikacja - zło nie marnuje czasu na osoby duchowo umocnione, a szuka słabych. Prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów wyjaśnia, że zło wyczuwa duchową słabość, tak jak rekiny wyczuwają krew w wodzie, szukają konkretnych rzeczy, nierozwiązanej traumy, głęboko zakorzenionego gniewu lub urazy, wzorców uzależnień, izolacji, obsesji na punkcie kontroli lub władzy, intensywnego korzystania z pornografii. Fascynacji ciemnością lub okultystycznymi obrazami, nawet jeśli wydają się nieszkodliwe, pycha, która odrzuca poprawę, rozpaczy, która odrzuca nadzieję. To nie są przypadkowe cechy, to punkty wejścia. Demony często wspominają, jak wybrały swoje ofiary. Najpierw jest obserwacja. Dopiero po 3 miesiącach nastoletnia dziewczyna została kuszona przez demona. Demon analizował jej media społecznościowe. Zauważył, że publikowała o tym, że czuje się samotna. Zidentyfikował dokładną ranę emocjonalną, którą mógł wykorzystać. Następnie poczekał na odpowiedni moment. Etap drugi to podejście. Tutaj demony nawiązują pier.wszy kontakt, ale nigdy nie wygląda to demonicznie. Na początku to najbardziej zwodnicza część całego procesu. Podejście zawsze wydaje się oferować coś, czego osoba desperacko pragnie. Dla kogoś samotnego może to być nowa grupa przyjaciół, która powoli wprowadza mroczniejsze zainteresowania. Dla kogoś gniewnego może to być ideologia, która usprawiedliwia jego wściekłość i daje mu wrogów do nienawiści. Dla kogoś niepewnego siebie, że będzie doceniony. Wiedział, że nie dostrzeże niebezpieczeństwa, dopóki nie zostanie już uzależniony. Etap podejścia zawsze oferuje podróbkę czegoś dobrego. Podrabianą miłość poprzez uzależnienie seksualne, podrabianą władzę, poprzez okultystyczną manipulację, podrabiany pokój poprzez nadużywanie substancji, nową tożsamość poprzez opętanie ideologiczne, podrobioną transcendencję poprzez praktyki New Age, które potajemnie wzywają demoniczne istoty. Osoba nie wie, że jest rekrutowana. Ona myśli, że rozwiązuje problem lub zaspokaja potrzebę. Etap trzeci to izolacja. Po nawiązaniu pierwszego kontaktu demony systematycznie pracują, aby odciąć wpływy ochronne. Dzieje się to tak stopniowo, że większość ludzi nie zauważa tego, aż będzie za późno. Na tym etapie rodziny zaczynają zauważać, że coś jest nie tak, ale nie potrafią zidentyfikować, co się zmieniło. Izolacja podąża za schematami. Osoba zaczyna odsuwać się od członków rodziny, praktykujących wiarę. Przestają chodzić do kościoła lub się modlić, ale racjonalizują to jako brak związku z ich życiem, odcinają przyjaciół, którzy mogą kwestionować ich nowe zachowania lub przekonania, przestają wykonywać czynności, które wcześniej przynosiły im zdrową radość, śpią mniej, a więcej czasu spędzają online, zwłaszcza w późnych godzinach nocnych. Kiedy są psychologicznie podatni ich konsumpcja mediów staje się potężna, mroczniejsza muzyka, film, gry. Wszystko stopniowo zmierza w kierunku tematów nihilizmu, przemocy lub okultystycznych obrazów. Jedna kobieta, która opisała ten proces izolacji od środka, powiedziała, że czuła się jakby wszyscy w jej życiu stali się irytujący. Troska jej matki była jak marudzenie, wiara jej przyjaciółki była jak słabość, miłość jej chłopaka była jak kontrola. Wolała być sama, bo wtedy czuła się najbardziej sobą, tylko, że nie była sama. Była systematycznie oddzielana od wszystkich, którzy mogliby jej pomóc, a myśli mówiące jej, że dobra jest tylko niezależność nie pochodziły z jej własnego umysłu. Etap czwarty to ucisk. Tutaj aktywność demoniczna staje się intensywniejsza, ale nadal działa głównie poprzez pozornie naturalne okoliczności. Osoba doświadcza czegoś, co wydaje się serią niefortunnych zdarzeń lub pogorszeniem zdrowia psychicznego. Zwiększa się nacisk na osoby. Lęk wzrasta bez wyraźnego powodu. Depresja pogłębia się pomimo leków lub terapii. Natrętne myśli, stają się częstsze i bardziej niepokojące. Problemy ze snem nasilają się, sny często z koszmarami, które różnią się od normalnych snów. Są bardziej żywe, bardziej złe. Pojawiają się objawy fizyczne, niewyjaśnione bóle głowy, problemy trawienne, przewlekłe zmęczenie, napięcie mięśniowe. Niektórzy ludzie mają problemy skórne lub wypadanie włosów. Badania medyczne wychodzą normalnie, ale objawy utrzymują się i nasilają się. Relacje z ludźmi pogarszają się. Małe konflikty eskalują do wielkich kłótni. Osoba staje się bardziej drażliwa, bardziej reaktywna, bardziej defensywna. Może ulegać wypadkom, pojawiają się niebezpieczne sytuacje. Różne rzeczy się psują wokół niej, elektronika szwankuje, osoba traci ważne przedmioty. To kluczowe szczegóły. Wszystko to ma nadal wiarygodne, naturalne wyjaśnienia. Osoba może powiedzieć sobie, że jest po prostu zestresowana, pechowa lub chora psychicznie. Nie myśli o demonach, myśli o przetrwaniu. I o to właśnie chodzi. Demony chcą, aby skupiała się na cierpieniu, a nie na duchowym źródle tego cierpienia. Ucisk zmiękcza cel, osłabia rozeznanie, tworzy desperację, a zdesperowani ludzie podejmują złe decyzje, co prowadzi do etapu piątego. Etap piąty to zaproszenie, to kluczowy punkt zwrotny. Wszystko do tej pory było zewnętrznym naciskiem i manipulacją okolicznościami. Ale demony nie mogą opętać kogoś bez pewnej formy zgody. Potrzebują zaproszenia. To zaproszenie nie musi być jawne. Osoba nie musi mówić " zapraszam demony do mojego życia", ale musi podjąć decyzję, która otworzy drzwi, a na etapie piątym zazwyczaj cierpi już na tyle, że jest gotowa spróbować wszystkiego. Zaproszenie często przychodzi poprzez praktyki okultystyczne. Używanie deski do wywoływania duchów nawet dla żartu, uczestnictwo w seansach okultystycznych, konsultowanie się z wróżbitami lub medium, praktykowanie czarów lub zaklęć, poświęcenie się pogańskiemu bóstwu bez zrozumienia, jaka istota faktycznie może na to odpowiedzieć, robienie tatuaży okultystycznych lub noszenie symboli okultystycznych, udział w rytuałach seksualnych lub magicznych z krwią. To oczywiste zaproszenia, a demony akceptują je natychmiast. Ale są też mniej oczywiste zaproszenia. Zaproszenia mogą przyjść poprzez ekstremalne nałogi. Jeden mężczyzna był tak pochłonięty gniewem, że wewnętrznie życzył sobie, aby mógł sprawić, by ludzie cierpieli tak jak on cierpiał. Kobieta była tak głęboko uzależniona, że świadomie wybrała narkotyki zamiast Boga i rodziny. Nastolatek był tak zafascynowany kontrolą, że próbował manipulować rzeczywistością poprzez skupioną nienawiść. Te wewnętrzne wybory, gdy osiągną pewne natężenie i staną się wzorcem, stanowią zaproszenie.
Osoba zasadniczo mówi przez nie:" wybieram tę ciemność" nawet jeśli nie rozumie duchowych implikacji. Niektóre zaproszenia są bezpośrednie. Jeden przypadek dotyczył młodego mężczyzny, który miał myśli samobójcze. W swojej desperacji mówił głośno do pustego pokoju. Powiedział, że jeśli ktokolwiek lub cokolwiek może zabrać mu ból, odda mu wszystko, czego chce. Trzy dni później ucisk nagle ustąpił, czuł się lepiej niż od lat. Miał energię, pewność siebie, poczucie mocy. Nie połączył tego ze swoim oświadczeniem. Myślał, że po prostu wyszedł z depresji. Sześć miesięcy później był w pełnym opętaniu demonicznym, a podczas egzorcyzmu demon odtworzył dokładnie nagranie tego oświadczenia. Etap szósty to zamieszkanie po udzieleniu zaproszenia. Demony przechodzą od zewnętrznego ucisku do wewnętrznej obecności. To jest opętanie, ale jego objawy są różne. Niektóre opętania są częściowe. Demon ma wpływ, ale nie całkowitą kontrolę. Osoba nadal ma swoje własne myśli i wolę, ale dzieli przestrzeń z czymś innym. Może słyszeć głosy, które nie są jej własnymi myślami. Może mieć luki w pamięci. Może robić rzeczy, których nie pamięta, że zdecydowała się zrobić. Może czuć się jak pasażer we własnym ciele. Świadomość osoby jest całkowicie stłumiona, a demon ma całkowitą kontrolę. To jest materiał, który widzicie na filmach z egzorcyzmów. Nadludzka siła, mówienie językami, których nigdy się nie uczył, wiedza o ukrytych informacjach, gwałtowne reakcje na święte przedmioty lub święte imiona, głosy, które nie pasują do naturalnego głosu, skręcanie ciała w sposób, który nie powinien być fizycznie możliwy, lewitacja w niektórych ekstremalnych przypadkach. Proces rekrutacji wymagał od osoby ciągłego wybierania ciemności zamiast światła, izolacji zamiast wspólnoty, kłamstw zamiast prawdy, siebie zamiast Boga. Zanim ludzie zostali opętani, dokonali serii wyborów, które złożyły się na ostateczne poddanie, a demony są bardzo dobre w sprawianiu, że każdy indywidualny wybór wydaje się mały lub usprawiedliwiony ukrywając jednocześnie skumulowany trend. Etap siódmy to mnożenie. Jest to etap, który najbardziej przeraża. Ponieważ tutaj zrekrutowani stają się rekrutami. Aktywnie pracują, aby ściągnąć innych na dno. Czasami są tego świadomi, czasami są sterowani bez pełnej świadomości. Ale schemat jest zawsze ten sam. Celują w ludzi, na których im kiedyś zależało, członków rodziny, przyjaciół, partnerów, niepoprawnych romantyków. Doprowadzają ich do tych samych destrukcyjnych zachowań i przekonań, które doprowadziły do ich własnego opętania. Wyśmiewają wiarę i cnoty jednocześnie gloryfikując występek i ciemność. Stają się agentami zepsucia, przeciągając wrażliwe osoby przez te same 7 etapów. Dlatego aktywność demoniczna rozprzestrzenia się wykładniczo. Jedna opętana osoba może wpłynąć na dziesiątki innych. Niektórzy z tych innych stają się uciskani lub opętani i wpłyną na dziesiątki kolejnych, działa to jak piramida demoniczna, gdzie każdy poziom rekrutuje następny poziom niżej. Według wielu egzorcystów ten efekt mnożenia dramatycznie przyspieszył w erze Internetu. Jedna opętana osoba z dużą liczbą obserwujących w mediach społecznościowych może wpłynąć na miliony. Może sprawić, że zło wydaje się atrakcyjne, buntownicze lub oświecone, może u wrażliwych osób, które są już na etapie pierwszym lub drugim, przyspieszyć ich przejście przez proces. Jest to jeden ze schematów który powoduje zmiany w ludzkim zachowaniu. Nieważne jak będziemy na to patrzeć. Czy to będzie oddziaływanie demoniczne czy też uznamy to odziaływaniem świata na naszą słabą psychikę. Tak, czy owak człowiek który chce nieść pokój i dobro na tym świecie musi obserwować to, co go otacza i wybierać to co jest w prawdzie i dobru, aby nie zginąć. Dla wierzących katolików prawdziwą drogą jest ta, którą pokazał Jezus.
23 listopada – Refleksja
Kilka dni temu w polityce wydarzyła się dla mnie nie do końca zrozumiała rzecz. Ludzie, którzy byli kilkanaście lat temu prześladowani przez system komunistyczny i każdego dnia za poglądy i swoją działalność mogli trafić do więzienia wybrali czołowego człowieka tamtego systemu, aby nimi przewodził dając mu potężną władzę. Normalnie jest to niezrozumiałe i w historii świata rzadkie. Ale dzisiaj wchodzi nowa idea szczęśliwego świata , braku problemów, radosnych państw, gdzie wszyscy obywatele mają wolność wyboru życia i moralności. Dla przedstawicieli tej idei każdy człowiek, kto mówi podobnie, jak oni, jest z nimi. Kto jest przeciwko, jest marginalizowany. Można to opisać w następujący sposób. Najpierw są to tak jakby niewielkie bąbelki, kiedy woda zaczyna się gotować, które znikają. Jak się temu nie przeciwdziała i nie odetnie energii, która je wytwarza jest ich coraz więcej i więcej, aż pokryją całą powierzchnię wody. Jak się nic nie zmieni, to wcześniej, czy później dojdzie nagle do katastrofy. Tak rozprzestrzenia się powoli idea szczęśliwego, poprawnie myślącego człowieka. Myśląc o tym, jak dziś działa ten mechanizm i dlaczego to się dzieje, piszę poniżej fragmenty moich zapisek z niedawnej wypowiedzi kardynała Sarah zamieszczonej w Internecie.
Zapiski
Duch nowego świata nie pojawia się jako jawny wróg, lecz jako alternatywa dla ewangelii, jako lepsza jej wersja, która nie wymaga nawrócenia, nie mówi o grzechu, nie prowadzi drogą krzyża, ale jedynie proponuje dobre samopoczucie. Czyż nie widać już tego wokół nas. Znamy kościoły, w których mówi się o Bogu, ale nie o świętości. Media, które mówią o miłości, ale bez prawdy. Religijność, która nie stawia wymagań, nie zmienia życia, lecz jedynie uspokaja sumienie. Teraz musimy spojrzeć w oczy rzeczywistości. Istnieje droga, która wydaje się pełna światła, a jednak prowadzi do ciemności. Jezus ostrzegał nas przed nią w Ewangelii. "Szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby." Nie mówił tego, aby straszyć, ale by kochać, bo miłość ostrzega, kiedy dusza jest zagrożona. Dziś właśnie taką drogę proponuje światu duch, który udaje miłość i miłosierdzie. To droga, która mówi: "nie osądzaj, nie wymagaj, nie walcz ze sobą, Bóg akceptuje wszystko." A dla tych, którzy nie wierzą:" Akceptuj obecny świat. Nic nie musisz zmieniać." Brzmi pięknie, prawda, ale to nie jest prawda, to jest parodia miłosierdzia, w której człowiek przestaje potrzebować odkupienia. A jeśli nie potrzebuje odkupienia to nie potrzebuje Chrystusa. I tu zaczyna się subtelne działanie ducha. Fałszywy pokój ma swoje cechy. Pokój bez prawdy taki, który boi się mówić o grzechu lub o nieprawości ( jeśli ktoś jest niewierzący), aby nikogo nie urazić. Jedność bez Boga, gdzie człowiek staje w centrum, a nie Stwórca. Zgoda za każdą cenę, nawet za cenę milczenia wobec zła. Wolność bez odpowiedzialności, która staje się niewolą pożądania i egoizmu. Czyż nie widzimy dziś takich haseł: " Nie mówmy o grzechu, to przestarzałe. Każdy ma swoją prawdę. Nie ma prawdy obiektywnej. Najważniejsze, abyś czuł się dobrze, to wystarczy." To jest pierwszy zapach tej szerokiej drogi. A potem pojawia się kolejny krok - życie bez cierpienia, bez poświęcenia, bez krzyża. Świat chce kościoła i życia, które nie wymagają nawrócenia, poprawy postępowania. Chce religię światową ( ideę ), która leczy emocje, a nie duszę. Ale Chrystus nie obiecał nam łatwej drogi. Obiecał nam prawdę i życie, a prawda czasem boli. Droga do niej prowadzi przez walkę wewnętrzną, czasem przez łzy, przez wyrzeczenia. Ale to jest prawdziwy pokój. Pokój, który rodzi się wtedy, gdy dusza odnajduje swój dom w Bogu, a nie w iluzji przyjemności. Świat wchodzi dziś w etap, w którym wszystko, co dotyczy Boga ma stać się neutralne, niewinne, bezpieczne. A jednak ewangelia nigdy nie była neutralna, bo miłość nigdy nie jest obojętna. Dlatego musimy zapytać, czy ja przypadkiem nie idę tą szeroką drogą, która chce zbawić wszystkich bez krzyża? Czy nie szukam wiary wygodnej, która daje pocieszenie, ale nie zmienia życia? Jeśli to pytanie choć na chwilę zatrzymało twoje serce to znaczy, że Duch Święty działa w tobie. Natomiast fałszywy pokój usypia, a pokój Chrystusa budzi sumienie. Pokój Chrystusa dla wierzących jest jak wybawca, jak przyjaciel, który mówi:" Zaufajcie Mi, rozwiążę wasze problemy." I to zaufanie i oddanie Jemu bezgranicznie swojego życia niektórych przeraża, i dlatego wydaje się niebezpieczne dla ludzi słabszej wiary. Natomiast duch nowego świata nie będzie budził natychmiastowego sprzeciwu. Przeciwnie, wielu przyjmie go z wdzięcznością. Świat zmęczony konfliktami, lękiem, kryzysem ekonomicznym, wojnami będzie pragnął pokoju i wtedy pojawi się ktoś, kto powie: "Oddajcie mi wasze zmartwienia. Wystarczy, że mi zaufacie. Ujednolicę wasze pragnienia, połączę narody, zniosę prześladowanie." Brzmi pięknie, lecz jest w tym pułapka. To pokój bez Boga, rozwiązanie bez krzyża, pocieszenie bez prawdy. Tak rodzi się zwiedzenie, nie poprzez strach, ale poprzez zachwyt. Nowe światłe idee podają się za anioła dobra i szczęścia. Nie będą wypędzać religii siłą, lecz będą ją przekształcać, aż stanie się czymś akceptowalnym dla wszystkich, tyle, że pustym. Nie odbiorą ludziom wiary z rąk, lecz po prostu sprawią, że jej już nie będą potrzebowali. Jak wygląda ta strategia? Najpierw obietnica bezpieczeństwa. Ludzie będą gotowi oddać wolność w zamian za ułudę spokoju. Potem wspólna moralność bez Boga - nie będzie grzechu, bo grzech rani uczucia. Nie będzie prawdy, bo prawda dzieli. Będzie tylko dobro, które wszyscy sami ustalą. Ale dobro bez Boga to tylko opinia, a na jej końcu kult człowieka. Tak, to właśnie jest w tym wszystkim najważniejsze. Antybóg stworzy mit nowoczesnego człowieka. Istotą wszystkiego jest to, że nie potrzebujecie Boga, jesteście boscy. Czy to nie brzmi znajomo? Tak działa duch świata, który chce, by kościół stał się organizacją humanitarną, a nie drogą do zbawienia. By modlitwa stała się terapią, a Eucharystia symbolem, nieżywym ciałem Boga. Świat nie znienawidzi kościoła od razu. Najpierw go rozbroi. Nie wyśmieje modlitwy, lecz sprawi, że będzie zbędna. Nie zakaże krzyża, lecz uczyni go dekoracją. Nie zburzy świątyń, lecz odejmie od nich serca wierzących. To jest strategia, która już działa. A jeśli ktoś zapyta: -"Dlaczego mielibyśmy obawiać się kogoś, kto przyniesie pokój? Chrystus powiedział: -" Pokój, mój daję wam, nie tak, jak daje świat". Bo pokój świata kosztuje duszę i wieczny bałagan w sercu, a pokój Chrystusa daje życie wieczne. Dlatego czuwajcie umiłowani. Proście o dar rozeznania. Zło nie przyjdzie w nienawiści do Boga, lecz w Jego imieniu, z uśmiechem, z zapewnieniem dobra, ale z planem odebrania człowiekowi wieczności. Nie nadejdzie jako prześladowca, ale jako wybawca. Jeśli ma kusić człowieka fałszywym pokojem i jednością bez Boga, to musimy zadać sobie pytanie, które nie daje spokoju sumieniom wierzących: "Czy znaki jego działania są już obecne pośród nas?" Teraz zło nie objawia się w wydarzeniach wielkich, ale w drobnych decyzjach, w zmianach sposobu myślenia, w kulturze, która powoli, lecz konsekwentnie usuwa Boga na margines. Jakie są te znaki? Społeczeństwo bez prawdy. Dziś często każdy ma swoją prawdę. Twoje sumienie decyduje, co jest dobre. Nie oceniaj. Wszystko jest względne. Ale jeśli prawda nie istnieje, to ewangelia staje się jedną z tysięcy opinii, a nie drogą do zbawienia. To właśnie pierwszy znak - relatywizm, który niszczy fundamenty moralności, rodziny i kościoła. Relatywizm nie krzyczy, on usypia. Coraz trudniej dziś żyć bez technologii. Jest ona obecna w naszym życiu. Cyfrowa kontrola medialna i społeczna, która coraz częściej wpływa na postępowanie człowieka. Czy to nie przypomina słów apokalipsy o znaku, bez którego nikt nic nie kupi, ani nie sprzeda? Nie twierdzimy, że każde narzędzie jest złe. Ale że świat zmierza ku modelowi, w którym dla wspólnego dobra człowiek oddaje wolność i nawet tego nie zauważa. Walka o milczenie chrześcijan toczy się nie zawsze poprzez prześladowania, częściej poprzez presję społeczną - nie mów o grzechu, bo to rani ludzi. Nie broń rodziny, która żyje według Bożego planu - jest to nienawiść. Nie wspominaj o dobru, wiarę zostaw w domu. Czyż nie widzimy dziś kościołów, w których nie wolno już mówić o nawróceniu, o piekle, o sądzie, o konieczności walki duchowej, a przecież ewangelia nie jest terapią dobrego samopoczucia, ale drogą ku świętości. Miłość bez krzyża? Świat mówi : " Miłość to akceptacja wszystkiego" a Chrystus mówi: " Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż." Miłość bez krzyża nie jest miłością, lecz iluzją. A zatem pytamy dzisiaj, czy świat nie tworzy już warunków, w których nadejście zła i zagubienia w nim nie będzie odczuwane jako zagrożenie, lecz jako spełnienie oczekiwań ludzkości? Czyż serca wielu nie wzdychają za kimś, kto rozwiąże konflikty, wyrówna różnice społeczne, zakończy wojny, zjednoczy narody? Nawet, jeśli ceną będzie oddanie swojej wolności.
Nie otrzymaliśmy tych słów, aby się lękać. Otrzymaliśmy je, aby rozpoznawać znaki. Gdy widzicie, że chmury gromadzą się na zachodzie, mówicie: "Nadchodzi deszcz". Tak samo mówimy dziś, gdy nadchodzi czas próby, ale nadchodzi także łaska dla tych, którzy czuwają. Prośmy w milczeniu Boga:" Daj nam oczy, które widzą i serce, które czuwa." Jeśli rozpoznajemy znaki czasu, jeśli dostrzegamy subtelne działanie ducha zła, który obiecuje pokój bez Boga i zbawienie bez krzyża, to nie możemy pozostać bierni. Bóg nie objawia zagrożenia, aby nas paraliżować, objawia je, aby nas uzbroić, abyśmy wiedzieli, jak stanąć w prawdzie, kiedy świat będzie prosił nas o milczenie. Dlatego dzisiaj musimy odpowiedzieć na pytanie, które drży w sercach wielu wierzących. Jak ocaleć w czasie duchowego zwiedzenia? Odpowiedź kościoła jest pewna, niezmienna i prosta jak ewangelia. Kto trwa w Chrystusie, ten nie zginie, a trwać w nim oznacza korzystać z broni duchowej, którą niebo oddało do naszych rąk. Eucharystia - Chleb Życia na czas próby. Nie ma większej mocy na ziemi, niż obecność Jezusa ukryta w Najświętszym Sakramencie. Święci mówią, że gdyby człowiek wiedział, czym jest komunia święta, umierał by z tęsknoty, zanim dotknąłby Ciała Pańskiego. W czasach zamętu, gdy świat będzie oferował duchowe namiastki, gdy religia ma stać się emocjonalną terapią, eucharystia pozostanie znakiem sprzeciwu, Ciałem Boga, a nie symbolem. Jeśli możesz adoruj Go. Jeśli możesz, przyjmuj Go z sercem skruszonym i czystym. Różaniec jest bronią dla wierzących. Zło boi się tej modlitwy, bo ona prowadzi do serca Maryi, a Maryja zawsze prowadzi do Jezusa. Różaniec nie jest zbiorem słów, lecz łańcuchem światła, który wiąże demony i rozrywa zasłony kłamstwa. W Fatimie, w Gietrzwałdzie, Matka Boża nie proponowała programów politycznych, ani technologicznych rozwiązań. Prosiła: "odmawiajcie różaniec." Różaniec jest tak skuteczny, ponieważ pokorna modlitwa rozbraja pychę szatana. Słowo Boże, prawda, której nie da rady sfałszować świat. Można zmieniać definicję ustaw, przekonania, ale nie można zmienić Ewangelii. W niej jest obietnica i ostrzeżenie, pociecha i miecz. Nie było powiedziane, że wasze opinie was wyzwolą. Zostało powiedziane, że prawda was wyzwoli. Sakrament pokuty, obrona sumienia wielu chrześcijan - upada nie dlatego, że ludzie grzeszą, lecz dlatego, że przestają się spowiadać. Kto nie staje przed Bogiem w prawdzie powoli traci zdolność rozeznania dobra i zła, a wtedy łatwo uwierzyć, że zło jest dobroczyńcą, a nie kłamcą. Spowiedź to nie upokorzenie, to oczyszczenie zbroi. Wojna ta nie będzie wygrana siłą argumentów, ani potęgą technologii. Zwyciężą ci, którzy pozostaną mali przed Bogiem. Trzeba mieć odwagę wytrwać do końca, bo ciemność nie zwycięży światła, a kłamstwo nie przetrwa przy tych, którzy kochają prawdę.
Dotarliśmy do miejsca, w którym wszystkie wcześniejsze rozważania zbiegają się w jedno proste, ale decydujące pytanie. Jak mamy żyć w czasach, które mogą przygotowywać drogę do zagubionego w złych działaniach świata? Czy mamy patrzeć w przyszłość z lękiem? Czy wycofać się, ukryć, zgasić światło wiary, aby nie zwracać na siebie uwagi świata? Nie taki jest głos Ewangelii. Nie taka jest postawa uczniów Jezusa. Chrystus nie przyszedł, aby Jego kościół milczał. Przyszedł, aby był światłem na świeczniku i miastem na Górze, którego nie da się ukryć. Dlatego ostatnie słowo tego przesłania nie jest słowem strachu. Jest nim słowo czuwania. Zło pragnie dwóch rzeczy, abyśmy popadli w rozpacz, albo w obojętność. Jedno i drugie prowadzi do duchowej śmierci. Czuwanie jest drogą trzecią. Drogą ufności i odwagi. Jezus mówi- nie lękajcie się, Jam zwyciężył świat. Zwycięstwo Chrystusa nie jest obietnicą, która dopiero nadejdzie. To zwycięstwo już się dokonało. My nie walczymy o wygraną, lecz z pozycji zwycięstwa. Kościół nie jest armią pokonanych, lecz arką ocalenia. Czasy próby nie wymagają nowej teologii, ani nowych objawień, ale powrotu do źródeł. Eucharystia to nasza manna na pustyni. Spowiedź, oczyszczenie duszy to tarcza sumienia. Różaniec to broń złożona w ręce Matki. Pismo Święte to miecz prawdy. Kto żyje w łasce Bożej, ten jest niewidzialny dla zwiedzenia i nie do zdobycia dla antychrysta, bo jak mówi święty Paweł- jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam. Dzisiejszy świat i jego światłe nowoczesne w swoich przesłaniach wizje łatwego życia chcą rozproszyć wierzących. Świat wie, że samotna owca jest łatwym celem. Dlatego kościół jest wspólnotą, rodziną, mistycznym ciałem. A nadchodzą dni, kiedy największą odwagą nie będzie walka, lecz wierność ewangelii i tradycji Kościoła.
Następne dni na stronie grudniowej
Witaj w mojej osobistej przestrzeni refleksji. Listopad 2025 to czas podsumowań i planów na przyszłość. Dzielę się tutaj przemyśleniami, celami i inspiracjami. Zapraszam do wspólnej podróży w głąb siebie i odkrywania tego, co naprawdę ważne.

Spoglądając wstecz, patrząc w przyszłość
Listopad 2025 to dla mnie czas refleksji nad minionym rokiem i planowania kolejnych kroków. Zastanawiam się nad tym, co udało się osiągnąć, jakie wyzwania pokonałem i czego się nauczyłem. To również moment, aby określić nowe cele i marzenia, które chcę zrealizować.

Inspiracje i odkrycia
Dzielę się tutaj inspiracjami, które mnie napędzają, książkami, które otworzyły mi oczy, oraz odkryciami, które zmieniły moje spojrzenie na świat. Wierzę, że dzielenie się wiedzą i doświadczeniami może inspirować innych do poszukiwania własnej drogi i realizacji marzeń.

Plany i marzenia na przyszłość
Jakie są moje plany na przyszłość? Jakie marzenia chcę zrealizować? Dzielę się tutaj moimi celami i strategiami, które pomogą mi je osiągnąć. Wierzę, że z determinacją i pozytywnym nastawieniem można osiągnąć wszystko, czego się pragnie.
Stwórz łatwo własną witrynę internetową z Webador